niedziela, 6 stycznia 2013

Wiek cudów

Karen Thompson Walker, Wiek cudów

Święto Trzech Króli - i pierwsza lektura w Nowym Roku już za mną. Tym razem złożyłam solenne przyrzeczenie noworoczne, że będę czytać książki OD POCZĄTKU DO KOŃCA, nie zaś pięć po trochu na raz. Wymagam od studentów czytania artykułów, a sama grzeszę... Podobną zasadę pragnę też zastosować wobec napoczętych słoików z majonezem kętrzyńskim, keczupem kwidzyńskim, piklami Branstona, suszonymi pomidorami i helskimi anchois. Zjeść do końca! Love it or leave it.

Lektura ukołysała mnie przez trzy deszczowo- śniegowe dni, przygotowując na koniec świata, który się nie odbył. Z reguły podchodzę do popularnych amerykańskich bestsellerów jak do jeża, ale tym razem promocyjny zakup całego kartonu książek w wydawnictwie "Znak" niezwykle się opłacił (jeśli tak można powiedzieć o lekturze). Walker pisze wysmakowanym językiem, smakując każdy szczegół ginącego powoli świata. Jest to świat cichy, pozbawiony miałkich rozważań i hałaśliwych dialogów, pozbawiony też łatwego optymizmu, typowego chociażby dla hochsztaplerów typu Coelho. Powieść nie jest też tak dramatyczna jak - poruszający podobną tematykę - "Rok potopu" mojej ukochanej Margaret Atwood, ale jej subtelny rytm opowiadania o uczuciach, dojrzewających i ginących jak od podmuchu wiatru, ukazuje w pełni to, co może nadejść - koniec świata właśnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz