Szanowne koleżanki i szanowni koledzy z pracy tak mnie zastraszyli ostatnio swoim głodem wiedzy w obcej naszym artystowskim duszom dziedzinie zarządzania, że drogą sprzedaży wysyłkowej z Krakowa i za pomocą własnych pieniędzy (a nie z grantu...) zakupiłam książkę profesora Emila Orzechowskiego „>Dziś nawet żebrak musi być sprawnym menedżerem<. O zarządzaniu w kulturze i szkolnictwie wyższym". Książkę szybko i sprawnie przesłało wydawnictwo Attyka, do kompletu zaś wzięłam grube tomiszcze "Culture Management" (drugi tom, w trzech językach) i w sumie ta inwestycja pozbawi mnie czterech dań naleśnikowych w restauracji Menu.pl (najbliższej UG placówki, gdzie podają w miarę jadalne jedzenie, choć nie ukrywam, że kiedyś w nadzieniu odkryłam kawałek folii - zapewne ktoś chciał wzbogacić danie o kwas foliowy; i tak było to o wiele bardziej ludzkie w stosunku do zgłodniałego klienta, niż odkryte kiedyś fragmenty szkła w klopsiku w tzw. chlewie na polonistyce, na które to szkło pan ajent wzruszył ramionami i stwierdził, że "takie dostał z makro", więc o co chodzi? - nadmieniam, że ta pani i ten pan prowadzą ten chlew do dziś i nie ponoszą za swoją zbrodniczą działalność żadnej odpowiedzialności).
Książka prof. Orzechowskiego (sprawdziłam - w poprzednim wcieleniu wybitnego teatrologa) jest zbiorem luźnych artykułów, wystąpień i referatów poświęconych jego obecnej pasji - prowadzeniu studiów zarządzania kulturą w Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Artykuły obejmują okres około 10-letnich zmagań profesora z materią polskiego szkolnictwa wyższego, a przede wszystkim z biurokratyczną niechęcią do tworzenia interdyscyplinarnych, elastycznych kierunków, łączących głębię humanistyki z umiejętnościami radzenia sobie w biznesie. Pióro profesora jest ostre, piętnujące zarówno niemrawość państwowych molochów, jak i biurokrację PAKA, zaś opisywana materia bliska jego sercu - bo widać po tekstach szczere emocjonalne zainteresowanie tematem. Część rozważań teoretycznych poświęcona jest stykowi kulturoznawstwa, ekonomii i zarządzania - i konieczności sprowadzenia tych dwóch ostatnich do ich humanistycznych korzeni (no bo w sumie ani ekonomii, ani zarządzania nie ma bez ludzi... a de facto bez ich kultury...).
We wstępie autor wyraża obawę, że i tak nikt jego książki nie przeczyta w całości. Miałam szczerą ochotę to zrobić i dzielnie woziłam książkę przez tydzień w SKMce, podkreślając markerem co cenniejsze myśli, ale jednak nie zdecydowałam się na lekturę dwóch artykułów z dziedziny historii teatru. Wadą tej książki jest pewna miszmaszowatość - łączenie w tomie wystąpień i referatów z różnych dziedzin właśnie, jak teorie zarządzania, dokumenty tworzenia kierunku i ulotki teatralne - ale jej niewątpliwą zaletą jest krytyczne ukazanie procesów dziejących się tu i teraz na polskim uniwersytecie. Widać, że profesor jest ogarnięty świętą pasją, że szczerze pragnie dać studentom takie wykształcenie, jakie dałoby im narzędzia do odnalezienia się w postkapitalistycznym świecie - i że pragnie dzielić się swą wiedzą i doświadczeniem z innymi.
Do tego gruby tom "Culture Management" w trzech językach, na profesjonalnym poziomie i w formacie, który pozwala mi w razie czego odeprzeć atak każdego pomorskiego bandyty w kolejce relacji Gdańsk-Wejherowo. Inwestycja w sumie 80 zł, a lepsze niż kij bejsbolowy!